Ks. Zbigniew Pawlak
Opieka duchowa w terminalnej fazie choroby
Pastoral care in terminal illness
z Kliniki Opieki Paliatywnej, Anestezjologii i Intensywnej Terapii Onkologicznej Katedry Onkologii Akademii Medycznej im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu
Kierownik Kliniki: prof. dr hab. med. Jacek Łuczak
Nie jest to wykład ani poradnik dla kandydatów na członków zespołu opieki paliatywnej czy hospicyjnej. Najchętniej nazwałbym to refleksją nad umieraniem, wynikłą z moich spotkań z chorymi. Korzystałem też z przemyśleń i doświadczeń innych ludzi opiekujących się nieuleczalnie chorymi, często poprzez ich publikacje. Nie taję, że w wyobrażeniach wybiegałem także do własnej śmierci, już nie tak odległej, starając się poznać przeżycia, które będą jej towarzyszyć. Ufam, że refleksja ta będzie pomocą dla początkujących opiekunów ludzi umierających, pobudzi do konfrontacji z własnymi przemyśleniami tych Czytelników, którzy mają już doświadczenie w tym rodzaju posługi – lekarzy, pielęgniarki, wolontariuszy, kapłanów; pogłębi znajomość problemu i jeszcze bardziej uwrażliwi na potrzeby nieuleczalnie chorych, zwłaszcza umierających. Problem opieki duchowej nad tymi chorymi nie jest i nigdy nie będzie zamknięty. Poznamy go w pełni, gdy przyjdzie pora przeżyć śmierć osobiście.
Czym w istocie jest śmierć nikt tego nie wie, chociaż myśl ludzka stara się wydrzeć jej tajemnicę. Jeśli odrzuci się Objawienie Boże pozostajemy w kręgu hipotez, domysłów i wyobrażeń. W każdym razie badania etnograficzne sięgające najstarszych kultur wskazują na wiarę w życie pozagrobowe. Wiarę w bycie po śmierci spotykamy także w starożytnych kulturach rozwiniętych. Wyobrażenia te budziły jednak niepokój. Starotestamentalny szeol, grecka wizja hadesu to otchłanie – miejsca bytowania cieni pozbawione nadziei, sensu i miłości. Współcześnie modną wizją życia po śmierci jest stan pogrążenia się w bezkresnej otchłani kosmicznej. Choć autorzy tych nowych obrazów „wieczności” starają się ukazać ją w jasnych barwach spełnienia się i sukcesu - lęki te same (1). W perspektywie śmierci „wali się” zazwyczaj także stoicka postawa scjentyczno-oświeceniowa. Natomiast przeciętna ludzka wyobraźnia, zdana na samą siebie, wciąż projektuje widma otchłani mrocznej i tajemniczej, w którą człowiek będzie musiał wkroczyć niestety samotnie. Umbra mortis, ciemności niewiedzy pozostaną zawsze krainą lęku. Poglądy na śmierć i to co po śmierci – bo trudno mówić poważnie o przekonaniach – „dobre są”, gdy perspektywa śmierci jest jeszcze czasowo odległa. Gdy zbliża się kres życia, poglądy te, które należą do sfery przeżyć teoretycznych, tracą swą siłę. Świadomość człowieka ogarnia egzystencjalny niepokój. Ludzie, którzy w jakikolwiek sposób starają się pomóc umierającym, nie mogą tego problemu lekceważyć.
Diagnostyczne ujawnienie złośliwej postaci choroby nowotworowej nie oznacza jeszcze stanu terminalnego. Rozpoczyna się „walka z rakiem” i chory może żyć jeszcze długo. W świadomości chorych pojawia się jednak widmo śmierci i widmo cierpienia, które wiąże się z procesem długiej i uciążliwej terapii onkologicznej. Wśród chorych dość powszechne jest przekonanie o bardzo ograniczonych możliwościach medycznych. Stąd słyszy się czasem takie określenie swojej sytuacji: „Jest to początek końca. Nie wiadomo tylko kiedy nastąpi ten koniec”. Taka sytuacja wywołująca zapaści psychiczne i udręki duchowe domaga się stosunkowo wcześnie szczególnej pomocy, opieki i wsparcia ze strony bliskich i służby zdrowia.
I. CIERPIENIA DUCHOWE – BÓL EGZYSTENCJALNY
Bardzo trudno jest opisać przeżycia duchowe człowieka w obliczu śmierci. Pomijam smutek i lęk, które należą do kategorii doznań psychicznych, a towarzyszą tak cierpieniom fizycznym jak i udrękom duchowym. Są one bardzo zindywidualizowane. Jeżeli w refleksji antropologicznej tak bardzo podkreśla się niepowtarzalność każdego człowieka, to sytuacja graniczna, a taką par excellence jest świadome zbliżanie się ku śmierci, wyostrza tę różnorodność cierpienia i postaw wobec tej nowej przecież i nieznanej sytuacji. W każdym razie na czoło tych doznań wydają wybijać się trzy:
1. Poczucie osamotnienia
Chory ma wiele powodów, żeby czuć się osamotnionym. „Zwolniony z życia” już nie należy do społeczności ludzi zdrowych, aktywnych, z planami na przyszłość. Często spotyka się też ze współczuciem, które wzmaga tylko poczucie bycia „innym”, lub z unikami albo nieporadnością podtrzymania naturalnego kontaktu ze strony znajomych i „przyjaciół”. Dlatego niektórzy chorzy przeżywają chorobę nowotworową jako sytuację wstydliwą. Czują się życiowo zdegradowani. Do poczucia upokarzającego osamotnienia i zredukowanej wartości chorego może przyczynić się także niestety wyniosła postawa lekarza lub bezduszna posługa pielęgniarki.
Poczucie osamotnienia potęguje się w terminalnej fazie choroby. Otoczenie chorego, mimo najlepszej woli i życzliwości, cóż może ofiarować? Podanie ręki? Współczucie? Przecież każde towarzyszenie umierającemu człowiekowi pozostaje tylko „na powierzchni”. Nikt z czuwających przy chorym i pozostających jeszcze przy życiu nie może dosięgnąć tego, co w śmierci najistotniejsze. W otchłań śmierci wkracza się zawsze samotnie.
Przeżycie osamotnienia i smutku odnajdujemy także w życiu Jezusa, które szczególnie ostro nasiliło się w obliczu cierpienia i śmierci. Jezus, udając się na Górę Oliwną, zaczął się smucić i niepokoić – napisał św. Mateusz. W tej samotności prosił Piotra, Jakuba i Jana, żeby Go nie opuszczali, żeby przy Nim czuwali (Mt 26, 37). Tu warto zauważyć bardzo ważny szczegół – Jezus spośród wszystkich przyjaciół – apostołów wybiera tylko najbliższych. Charakterystyczna jest u ludzi ciężko chorych i umierających ta selekcja osób, którzy mogą im towarzyszyć czy nawet tylko odwiedzać. Chory zazwyczaj wyraźnie wskazuje na tych, których obecność jest mu pomocna i miła, bo stan, w jakim chory się znalazł, należy do kategorii przeżyć intymnych.
Poczucie osamotnienia u osób umierających, nawet wierzących, przybiera czasem rozmiary absolutne, tzn. jest ono tak głębokie i dramatyczne, że choremu wydaje się, że nawet Bóg go opuścił. Doświadczenie to nie obce jest psalmiście, bo skarżył się: Boże mój! Boże mój! Czemuś mnie opuścił! Ewangeliści podają, że Jezus w agonii resztkami sił wykrzyczał te słowa. Chwilę później z ufnością oddał duszę Ojcu. Sądzę, że Jezus, który dla chrześcijanina jest kluczem do zrozumienia tajemnicy człowieka, odsłonił tu przeżycia duchowe człowieka, który umiera. Oscylują one między dwoma biegunami – zwątpieniem i nadzieją; niepokojem i ufnością. W końcu jednak zwycięża to drugie.
2. Poczucie bezsensu i pustki
Obsesja myśli egzystencjalnych stanowi intelektualny podkład cierpień duchowych. Zwłaszcza dramatyczne pytania o sens losu ludzkiego wydają się szczególnie nasilone i ostre w terminalnej fazie choroby. Jedna z naszych pacjentek, matka trojga dorosłych już dzieci, doświadczając dotkliwych cierpień związanych z przerzutami nowotworowymi, stawiała sobie pytanie:
Po co dałam życie moim dzieciom? Co ich jeszcze czeka? To są właśnie te pytania, które rodzą się w smutku: o sens życia i sens śmierci; o Boga i Jego miłość; także pytanie o to: co po śmierci? Tego rodzaju udręki duchowe są prawdopodobnie silniejsze niż to było w epokach minionych. Dotąd powszechnie uznawano w naszej kulturze wizję chrześcijańską,
wiara w nieśmiertelność duszy była niepodważalna. Moment śmierci ciała był oddaniem Bogu tego, co otrzymało się przy urodzeniu. Perspektywa szczęśliwej wieczności nie czyniła śmierci tak straszną. Nowożytne odkrycia naukowe przyczyniły się do powstania świeckiej koncepcji śmierci – bardzo trudnej do zaakceptowania. Fatalizm i beznadziejność wyparły gotowość do przyjęcia śmierci w obliczu nieśmiertelności (2). Wprawdzie ideologia oświeceniowo-scientyczna wydaje się być już dzisiaj w głębokim kryzysie, jednak „współczesny człowiek, z a r a ż o n y (podkr. Z.P.) krytycznym, naukowym sposobem myślenia, wciąż znajduje coraz mniej pociechy w obietnicach opartych na religijnej wierze (3). Smutne to spostrzeżenie, bo wskazuje na orientację fałszywą i pozbawiającą nadziei (4). Fałszywą – bo nauka, która kształtuje się i rozwija w oparciu o doświadczalne fakty i logiczne (matematyczne) z nich wynikanie, ma jednak swoje granice. Śmierć natomiast dlatego jest tajemnicą (misterium mortis), że wykracza poza obręb naukowego poznania. W tym sensie także poglądy ateistyczne na temat stanu po śmierci są tylko subiektywnym przypuszczeniem, nie mającym nic wspólnego z nauką (5).
3. Poczucie niepokoju
Wydaje się, że niepokój ten najczęściej powstaje na podłożu moralnym i wiążę się z poczuciem odpowiedzialności za dokonane życie. Tylko Jezus mógł zakończyć swoje życie na ziemi kategorycznym oświadczeniem: Wykonało się. Czy człowiek umiera dokonany? Czasem całymi latami żyje w konflikcie ze sobą, z własnym sumieniem i z Bogiem. To, co kiedyś łatwo dało się wytłumaczyć potrzebą korzystania z życia, „bo żyje się tylko raz”, w obliczu śmierci staje się wątpliwe, nabiera powagi i domaga się weryfikacji. Tę kwestię odpowiedzialności za dotychczasowe życie, często obciążone winą i trudne do uporządkowania, przyszedł czas podjąć. Nieraz chory czuje, że nie wolno jej już dłużej odkładać – a zarazem znajduje się w sytuacji szczególnie niekorzystnej, osłabiony, dręczony bólem i niepokojem o przyszłość własną i rodziny (6).
Nie jest to tylko problem ludzi wierzących, którzy mają świadomość odpowiedzialności za życie przed Bogiem. Mają również świadomość Miłosierdzia Bożego, co skłania ich do pokuty i budzi nadzieję na odzyskanie pokoju. Znamienne jest to, co pisze na temat niepokoju u niewierzących Umberto Eco – intelektualista i publicysta o poglądach ateistycznych: „Niewierzący nie ma nikogo, kto by mu mógł przebaczyć. Jeśli wie, że uczynił zło, jego samotność będzie bezgraniczna, a śmierć pełna rozpaczy.., wyrzuty sumienia to uczucie również znane niewierzącym” (7).
II. OPIEKA DUCHOWA
1. Istota i cel opieki duchowej
Czym jest opieka duchowa przy chorym ? Papieska Rada Duszpasterska ds. Służby Zdrowia stoi na stanowisku, ze chodzi tu o pełnej miłości obecność przy umierającym człowieku, która pobudza ufność i nadzieję w chorym oraz pojednuje go ze śmiercią. Jej celem jest pomoc w odzyskaniu duchowej pogody i spokoju, aby to, co wydawało się pozbawione znaczenia nabrało sensu i wartości (8).
Żeby zrozumieć, jak ważną sprawą dla chorego, w jego cierpieniu i umieraniu, jest ofiarne czuwanie przy nim, trzeba uświadomić sobie, że człowiek chory potrafi bardzo wiele wytrzymać, pod warunkiem, że nie jest opuszczony i pozostawiony samotnie. W samotności „nakręca się” spirala bólu i lęku aż do granic rozpaczy i szaleństwa. Ma rację Papieska Rada gdy stwierdza, że już sama obecność przy chorym jest pierwszym zabiegiem i to zabiegiem ściśle medyczno-sanitarnym (9).
2. Potrzeba duchowej pomocy ze strony całego zespołu
Cały zespół, nie tylko najbliżsi, kapłani i wolontariusze, ale także lekarze i pielęgniarki, powinni czuć się wewnętrznie zobowiązani do duchowego wspomagania chorego w jego cierpieniu. Kościół wzywa służbę zdrowia do takiej także troski o chorych. W oficjalnym rytuale służącym do sakramentalnej i duszpasterskiej posługi chorym czytamy:
Lekarze i wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób zajmują się chorymi, powinni pamiętać, że obowiązkiem ich jest uczynić i wypróbować wszystko, co według ich rozeznania może przyniesć ulgę ciału i duszy chorego (10)
.
Kontakt z chorym w zakresie jego potrzeb duchowych jest bardzo trudny. Chory z oporami przyjmuje zaproszenie do rozmowy o stanie swojego ducha. Nie znaczy to, że taka rozmowa jest mu niepotrzebna i że w głębi serca takiej nie pragnie. Chorzy przypominają sobie zdarzenia z przeszłości, o których nie mieli czasu myśleć przedtem i które ze zbliżaniem się śmierci nabierają sensu. Z nową uwagą spoglądają oni na stare prawdy (11). Dobrze zorganizowane zespoły opieki paliatywnej starają się więc zapewnić choremu pomoc duchową i religijną. Sama jednak obecność kapłana
w zespole nie rozwiązuje jeszcze problemu. Wśród chorych są także ludzie niewierzący, agnostycy, niepraktykujący, ludzie o powikłanych sumieniach. Często też wizyta księdza budzi u chorych „śmiertelne skojarzenia”.
Wynika stąd, że wrażliwość na duchowe udręki chorego i gotowość przyjścia mu z pomocą to nie tylko zadanie kapłana, ale także lekarza i pielęgniarki, kogoś z otoczenia, którego chory darzy największym zaufaniem. Tylko w atmosferze przyjaźni chory „otworzy się”. Wtedy jest szansa na wysłuchanie zwierzeń, wspólne rozwiązanie trapiących chorego problemów, usunięcie uprzedzeń i zahamowań, przygotowanie na sakramentalne spotkanie z kapłanem. Nie sposób przecenić możliwości, jakie mają tu pracownicy służby zdrowia, zwłaszcza pielęgniarki, psycholodzy i wolontariusze.
W powyższej sprawie wypowiedziała się Stolica Apostolska w dokumencie o współpracy świeckich z kapłanami w sposób następujący: Niezliczone są przykłady dzieł i czynów miłosierdzia wobec chorych, które podejmują osoby nie wyświęcone, zarówno pojedynczo jak i w różnych formach apostolatu zespołowego. Dzięki temu chrześcijanie są obecni w pierwszej linii w świecie cierpienia i choroby. Tam, gdzie wierni nie wyświęceni towarzyszą cierpiącym w najtrudniejszych chwilach, winni przede wszystkim wzbudzić w nich pragnienie przyjęcia sakramentu pokuty i namaszczenia chorych, kształtując w nich należyte usposobienie i pomagając w dobrym przygotowaniu się do indywidualnej spowiedzi sakramentalnej oraz do przyjęcia sakramentu chorych (12).
Powyżej zamieściliśmy fragment artykułu, do którego możesz uzyskać pełny dostęp.
Mam kod dostępu
- Aby uzyskać płatny dostęp do pełnej treści powyższego artykułu albo wszystkich artykułów (w zależności od wybranej opcji), należy wprowadzić kod.
- Wprowadzając kod, akceptują Państwo treść Regulaminu oraz potwierdzają zapoznanie się z nim.
- Aby kupić kod proszę skorzystać z jednej z poniższych opcji.
Opcja #1
29 zł
Wybieram
- dostęp do tego artykułu
- dostęp na 7 dni
uzyskany kod musi być wprowadzony na stronie artykułu, do którego został wykupiony
Opcja #2
69 zł
Wybieram
- dostęp do tego i pozostałych ponad 7000 artykułów
- dostęp na 30 dni
- najpopularniejsza opcja
Opcja #3
129 zł
Wybieram
- dostęp do tego i pozostałych ponad 7000 artykułów
- dostęp na 90 dni
- oszczędzasz 78 zł
Piśmiennictwo
1. J. Drażba, Za parawanem powiek, Poznań 1996, s. 7. 2. A. Ostrowska, Wielka zapomniana; Życie 5.11.1996, s. 13. 3. M. Ryzl, Śmierć i co potem, Wrocław 1996, s.75; por. też E. Kubler-Ross, Życiodajna śmierć, Poznań 1996, s.74. 4. Por. E. Kubler-Ross, Rozmowy o śmierci i umieraniu, Media Rodzina of Poznań, s. 31-32. 5. A. Comte, Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej, PWN W-wa 1973 s. 34. 6. H.Bortnowska, Sens choroby, sens śmierci, sens życia, Kraków 1984, s. 318. 7. U. Eco: W co wierzy ten, kto nie wierzy, Kraków 1998, s.67. 8. Karta Pracowników Służby Zdrowia; Papieska Rada ds. Służby Zdrowia, Watykan 1995, p. 117 s. 96 n. 9. Tamże. 10. Sakramenty chorych – obrzędy i duszpasterstwo; Wprowadzenie teologiczne i pastoralne p. 4, Katowice 1978 s.15. 11. C. Saunders, Śmierć i umieranie; Chwila prawdy: opieka nad człowiekiem umierającym, Warszawa 1973, s. 71. 12. Instrukcja o niektórych kwestiach dotyczących współpracy świeckich w ministerialnej posłudze kapłanów, Watykan 1997, art. 9 p. 1. 13. C. Saunders, tamże s. 71 n. 14. Np. F. Beske, H. Cranz, K. Jork, Choroba – Jak sobie radzić, Opieka nad przewlekle i ciężko chorymi, Warszawa 1994, s. 270. 15. Jan Paweł II, Przemówienie do dwóch grup roboczych Papieskiej Akademii Nauk, 21 października 1985. 16. Kan. 529 p. 1; kan. 530. 17. W Stinissen, Terapia duchowa, Poznań 1998, s.47. 18. Z. Pawlak, Problemy nauki, dydaktyki i lecznictwa, Opieka duchowa w terminalnej fazie choroby, Lublin 1998, s. 91-101. 19. Karta pracowników służby zdrowia, s. 110.
Pozostałe artykuły z numeru 1/2000: