© Borgis - Postępy Fitoterapii 2/2009, s. 135-136
Witold Kapczyński
Lekarskie powołanie*
Miałem siedemnaście lat, kiedy wpadła mi w ręce książka, która zadecydowała na pewno w jakimś stopniu o moim życiu. Tą książką był „Wróg pod mikroskopem” Pawła de Kruifa. Właściwie powinienem był poznać ją prędzej, bo stała w ojcowskiej bibliotece od lat. Ale stało się to dopiero, jak się rzekło, kiedy skończyłem siedemnaście lat. Dokładnie wtedy. Byłem zafascynowany jej treścią, jak neofita przeczytałem ją dwa razy. I zdecydowałem. Będę lekarzem. Potem były jeszcze trzy lata szkoły, matura i rzeczywiście medycyna.
Byłem już po pierwszym roku studiów i jak to się wtedy powszechnie praktykowało, jeden miesiąc letnich wakacji spędzałem jako higienista na półkolonii w Mikołajkach. Był lipiec, upalny lipiec 1952 roku. Ale wtedy nie myślałem oczywiście o tych wszystkich sprawach, gdy wczesnym popołudniem, którejś niedzieli prowadziłem mego podopiecznego z rozbitą głową do jedynej czynnej wtedy o tym czasie placówki zdrowia, jaką była izba porodowa. Przechodziliśmy przez drewniany most, pod którym pływał na uwięzi olbrzymi szczupak z koroną na głowie i skręciliśmy w lewo w pierwszą uliczkę. Jeszcze kilkadziesiąt kroków i byliśmy u celu naszej wędrówki. Wprowadziłem mego delikwenta, który przed godziną w koleżeńskiej dyskusji był przedmiotem ręcznego dowodzenia tez swego przeciwnika, w efekcie czego miał co nieco rozciętą skórę na głowie i pozostawiwszy go w sieni, zapukałem do następnych drzwi. Otworzyła mi starsza kobieta, słabo zresztą mówiąca po polsku, której koniec końcem wytłumaczyłem, że chodzi mi o imadło, igłę i jakieś nici, aby założyć kilka szwów. Okazało się, że jest to szefowa izby porodowej, położna, a jak sądziłem – autochtonka. Tak było rzeczywiście, ale nie to chciałem powiedzieć. Trwało dobrą chwilę zanim gotowe były narzędzia. Siedmioletni Mirek siedział cały czas cichutko sądzę, że cały swój ból był wypłakał, a poza tym był szczęśliwie nieświadom, co go dalej czeka. Patrząc z boku na moje przygotowania do „operacji”, położna obmyła małemu pacjentowi czoło. Nie wiem na pewno, ale wtedy wydawało mi się, że przygląda mi się nieco ironicznie, tak jak to nieraz czynili starsi koledzy, patrząc na świeżo upieczonych eskulapów. Ale i nie o tym chciałem napisać. Najważniejsze jest, co wepchnęło mnie w jeszcze węższe koryto życia i co nastąpiło w chwilę potem. Zanim jednak o tym spróbuję opowiedzieć, jeszcze mała dygresja. Kiedy zaczynałem studia medyczne, wiedziałem, że będę na pewno mikrobiologiem. Od tamtego czasu, kiedy zaczarował mnie Kruif, minęło już dość sporo czasu i niejedną książkę o romantycznych i bohaterskich zmaganiach ze śmiercią miałem „zaliczoną”, ale byłem wtedy bardzo młody i życie z bliska nie dało mi dostatecznie silnych wrażeń. Do wtedy.
Powyżej zamieściliśmy fragment artykułu, do którego możesz uzyskać pełny dostęp.
Mam kod dostępu
- Aby uzyskać płatny dostęp do pełnej treści powyższego artykułu albo wszystkich artykułów (w zależności od wybranej opcji), należy wprowadzić kod.
- Wprowadzając kod, akceptują Państwo treść Regulaminu oraz potwierdzają zapoznanie się z nim.
- Aby kupić kod proszę skorzystać z jednej z poniższych opcji.
Opcja #1
29 zł
Wybieram
- dostęp do tego artykułu
- dostęp na 7 dni
uzyskany kod musi być wprowadzony na stronie artykułu, do którego został wykupiony
Opcja #2
69 zł
Wybieram
- dostęp do tego i pozostałych ponad 7000 artykułów
- dostęp na 30 dni
- najpopularniejsza opcja
Opcja #3
129 zł
Wybieram
- dostęp do tego i pozostałych ponad 7000 artykułów
- dostęp na 90 dni
- oszczędzasz 78 zł