© Borgis - Anestezjologia Intensywna Terapia 3/2001, s. 197-202
Maria J. Turos
Oblicze anestezjologii w mediach
Anaesthesiology in media
z Międzywydziałowych Środowiskowych Studiów Doktoranckich przy Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego; kierownik: prof. dr hab. E. Kaczyńska
W chwili obecnej rzeczą bezsporną pozostaje fakt, iż za ważny czynnik kształtowania się społecznego wizerunku określonej grupy zawodowej uznać można jej obecność, bądź też brak takowej w mediach. Niestety, w odniesieniu do anestezjologii sposób, w jaki jest ona prezentowana na forum publicznym wydaje się być dla tej specjalności dosyć kłopotliwy. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, iż samo pojęcie „anestezjologia w mediach” obejmuje sobą dwa zasadniczo różniące się od siebie obszary zainteresowania.
Pierwszym z nich jest informacja, a także publicystyka prasowa oraz radiowa i telewizyjna sensu stricto zajmująca się szeroko pojętymi zagadnieniami medycznymi. Na tym gruncie media w miarę regularnie donoszą o wprowadzeniu nowego postępowania operacyjnego, jak też o sukcesach transplantologii czy innych inwazyjnych metod terapeutycznych. W dziennikach telewizyjnych i innych programach informacyjnych ich odbiorcy epatowani są obrazami pacjentów leżących na łóżkach szpitalnych, których schorzenia i zastosowane sposoby lecznicze relacjonują lekarze posiadający nierzadko wysokie tytuły naukowe, skwapliwie odpowiadający przy tym na pytania dziennikarzy. Nie dotyczy to co prawda tematu, ale moim zdaniem zostaje tu naruszona istotna sfera dóbr osobistych pacjenta, gdyż takowego nikt zazwyczaj o zgodę nie pyta w ferworze pogoni za sensacją i co istotne, wystąpienia owe zdają się kolidować z przestrzeganiem tajemnicy lekarskiej1. Przy takiej konstrukcji programu zazwyczaj pokrywa się milczeniem lub marginalizuje rolę zespołu anestezjologicznego, którego działania zarówno w sali operacyjnej jak i w oddziale intensywnej terapii w zasadniczy sposób przyczyniły się do pozytywnego wyniku końcowego. Warto odnotować przy tym, iż sama aparatura anestezjologiczna w oczach mediów uchodzi za dość fotogeniczną – szczególne zainteresowanie „oka kamery” wzbudzają nowoczesne monitory czy respiratory – lecz można odnieść wrażenie iż tylko ona sama. Rzadko prezentowane są osoby bezpośrednio nią się posługujące, jeśli już, to bokiem, z oddali, jak gdyby wpisane w tło, stanowiące dodatek dla sprzętu ekscytującego przede wszystkim barwnymi wykresami na ekranach.
Deprecjonująco na ogląd tej specjalizacji wpływają także wypowiedzi o bezproblemowym posługiwaniu się lekami oraz pewnymi technikami anestezjologicznymi przez lekarzy innych specjalności, przede wszystkim stomatologów2. Teksty o tym charakterze, prócz prasy codziennej, można znaleźć w publikacjach niejako celowo ukierunkowanych na propagowanie oświaty zdrowotnej i prezentowanie w sposób popularny najnowszych osiągnięć wiedzy medycznej3. Zupełnie ubocznie jest przy tym traktowana kwestia bezpieczeństwa takich procedur, mało tego – zdarzają się wypowiedzi „... niestety w Polsce gaz rozweselający... [popularna w tego typu artykułach nazwa podtlenku azotu]... – mimo że nieszkodliwy – nie trafił jeszcze do gabinetów...”4. Dane statystyczne, pochodzące m.in. z Wielkiej Brytanii5 wskazują jednak wyraźnie, iż tylko w latach 1996 – 1999 zmarło z powodu powikłań po znieczuleniu ogólnym zastosowanym przez stomatologa 8 osób, w tym pięcioro dzieci. Jak pisze holenderski anestezjolog, L. Booij: „... zachorowalność i śmiertelność są niższe, a jakość usług wyższa tylko wówczas, gdy anestezjologią zajmują się lekarze anestezjolodzy...”6.
Niepokój może również budzić fakt, iż jeśli postać anestezjologa pojawia się już w mediach, a w szczególności na łamach prasy, to najczęściej jest on bohaterem może nie wprost negatywnym, ale mocno podejrzanym. Anestezjologia w całości przedstawiana bywa również jako specjalizacja o wyjątkowo złym wizerunku – vide sporadycznie w pełni udokumentowane informacje o pacjentach z powikłaniami pooperacyjnymi, które są przez lekarzy zatajane, m.in. przez nieczytelne zapisy w dokumentacji lekarskiej7. Nadal też, pomimo całkowitej fałszywości owego przekonania8, za fakt śmierci pacjenta w okresie okołooperacyjnym obwiniany pozostaje tak przez media jak i przez prawników – o czym szerzej pisałam już uprzednio – tylko i wyłącznie anestezjolog oraz znieczulenie. Można nawet wysnuć przypuszczenie, iż na takie zdarzenia dziennikarze wręcz czyhają9, przy czym jakiekolwiek ograniczenia w dostępie do informacji na terenie placówki, gdzie doszło do tragicznego zdarzenia kwitowane są stwierdzeniem „... lekarze zawsze kryją się wzajemnie...”10. Gros doniesień prasowych o śmiertelnym powikłaniu narkozy zastosowanej często do nieskomplikowanego zabiegu operacyjnego jest tak skonstruowanych, iż przeciętnego czytelnika napełnia przerażeniem. Tu za przykład może posłużyć klasyczna notatka prasowa „... pięcioletni Patryk J. z Gdańska trafił do szpitala, bo skaleczył się w palec. Miał mieć mały zabieg. Lekarz kazał go uśpić. Nie umiał go już dobudzić. Chłopczyk zmarł...”11. Czego tak naprawdę można się z niej dowiedzieć – praktycznie niewiele. Pytania natomiast jakie nasuwają się w kontekście przedstawionego materiału uważam za bardzo istotne. Po pierwsze – komu ów lekarz zlecił wykonanie znieczulenia, kazał uśpić małego pacjenta, po drugie – czy kontynuował je sam, oraz po trzecie – nie umiał czy też nie mógł go [a to jest moim zdaniem różnica wielkiej wagi] następnie wybudzić. Wniosek stąd, iż pewne informacje zostały niejako a priori przez autora owej wzmianki przemilczane. Lecz taki namysł wymaga pewnej przynajmniej orientacji w przedstawionym temacie. Dla osoby nie posiadającej wstępnych informacji ten przykładowy tekst staje się jasnym potwierdzeniem, że znieczulenie, a być może każde inne działanie anestezjologa kryje w sobie niewyobrażalne wręcz ryzyko, oraz całą serię możliwych do wystąpienia powikłań wyzwolonych w skutek jednego popełnionego przezeń błędu czy pomyłki. Powikłania chirurgiczne, choć niejednokrotnie podobnie tragiczne w skutkach i występujące relatywnie częściej, w zestawieniu z nim jawią się jako zjawisko normalne, uważane za następstwo choroby zasadniczej lub złe zrządzenie losu, zamknięte w trywialnym powiedzonku „robiliśmy wszystko co w naszej mocy ale...”.
Kolejnymi tematami, wokół których ogniskuje się zainteresowanie środków przekazu, jeśli już zostaje skierowane na anestezjologię, są doniesienia o nieuczciwych manipulacjach z chorymi nieprzytomnymi. W tym kontekście niejednokrotnie pada zamaskowane przez eufemistyczny termin „kryptoeutanazja”, pytanie o zagadnienie eutanazji sensu stricto. Dlaczego własnie eutanazji? Przypuszczalnie, myśl ta ma swoje korzenie w tym, iż anestezjolog wchodzi jako jeden z członków w skład zespołu orzekającego śmierć mózgu, czyli wdrożenie procedury uznania za zmarłego potencjalnego dawcy narządów do transplantacji. Kierownik oddziału intensywnej opieki medycznej będący również anestezjologiem, wysuwa podejrzenie izolowanej śmierci pnia mózgu i powiadamia o potrzebie zwołania komisji12. Podchwytliwość pytań formułowanych przez przedstawicieli mediów, omijając meritum sprawy, najczęściej zmierza wówczas w kierunku zanegowania obiektywności decyzji o zaprzestaniu czynności reanimacyjnych, bądź intensywnego leczenia. Padają przy tym sugestie, iż decyzja owa została podjęta nazbyt wcześnie, kierowano się niejasnymi kryteriami, dalekimi od norm etycznych nastawionych na jednakowe postrzeganie każdego pacjenta lub dla odmiany „... czy działania reanimacyjne nie są ambiwalentne, gdyż jako szansa dla człowieka są zarazem jego zagrożeniem...”13. Także sama definicja śmierci, która choć znalazła aprobatę nawet w oczach Jana Pawła II wyrażonej przez Papieską Akademię Nauk14 w zdaniu„... osoba może być uznana za zmarłą, gdy utraciła w sposób nieodwracalny zdolność integrowania i koordynowania funkcji fizycznych i umysłowych swego ciała...”, sprawia iż szczególnie w kręgach publicystyki związanej z naukami teologicznymi nadal spotkać się można z passusami dalekimi od przyjętej przez Niego wykładni jak przykładowo – „... przyjęcie za kryterium śmierci zaniku tylko pewnych części mózgu uznanych za centralne miejsce integrowania i koordynowania aktywności ludzkiego ciała, w momencie gdy pracują jeszcze serce i płuca jest ryzykowne... a nawet niedopuszczalne...”15.
O sukcesach anestezjologii jakoś nie można znaleźć odpowiedniej liczby publikacji. Szczególnie mało jest – jakże przydatnej w ogólnym oglądzie specjalności – informacji o wzrastającym z roku na rok poziomie bezpieczeństwa znieczulenia, a nie jest truizmem, iż „... chory znieczulany przez anestezjologa w Nowym Jorku jest dużo bezpieczniejszy niż podczas przechadzki po ulicach tego miasta, odnosi się to także do miast w Polsce...”20. Podobne, niekorzystne dla formowania opinii społecznej milczenie okrywa inne domeny działalności anestezjologów, jak skuteczne leczenie dolegliwości bólowych bądź ratowanie chorych w stanie krytycznym z niewydolnością wielu narządów. Obiektywnych i reprezentujących właściwy poziom merytoryczny tekstów poświeęconych anestezjologii praktycznie nie ma wcale. Na postawienie takiej tezy pozwala analiza zawartości czasopism zajmujących wysokie pozycje w rankingach czytelniczych. Dla przykładu w roku 2000 na łamach „Wprost” w kolumnie „Nauka i Zdrowie” ukazało się ogółem 81 artykułów poświęconych rozwojowi nauk medycznych, z czego 15 dotyczyło zagadnień związanych z chirurgią, zaś tylko jeden poruszał ogólnie zagadnienia znajdujące się w gestii poczynań zawodowych anestezjologa, a mianowicie dotyczył leczenia bólu przewlekłego21. Z podobną sytuacją spotykamy się w „Polityce”. Tu na 26 mniejszych form tekstowych oraz 5 „Raportów Polityki” [Nr. 10, 21, 33, 46, 51], w których tematem wiodącym były szeroko rozumiane zagadnienia zdrowotne zaledwie jedna publikacja dotyczyła chirurgii. Anestezjologia zupełnie nie wzbudziła zainteresowania redakcji – zamieszczono jedynie w „Listach do redakcji” komentarz pióra dr. A. Orońskiej oraz prof. A. Küblera jaki powstał na kanwie „Raportu” poruszającego zagadnienia eutanazji [„Polityka” Nr 50]. Analizowane powyżej periodyki nie zostały wybrane przypadkowo. Jesienią 1999 r. w czołówce najpopularniejszych czasopism „Wprost” zajęło 7 [10% czyt.] zaś „Polityka” 8 miejsce [9,7% czyt.]22, natomiast w sondażu przeprowadzonym w analogicznym okresie roku 2000. „Wprost” zajęło 8 pozycję [6,5% czyt.], a „Polityka” uplasowała się na 14 [5,3% czyt.]24.
Podobnie rzecz się ma z prasa przeznaczoną dla kobiet. W przedziale od lipca do grudnia 2000 pierwszą dziesiątkę pod względem poczytności tworzyły tytuły przedstawione w tab. I 24.
Tab. I.
Tytuł | Częstotliwość ukazywania | Procent poczytności w swojej kategorii | Ilość stron w temacie medycyna i zdrowie | Informacje dotyczące anestezjologii | UWAGI |
Pani Domu | tygodnik | 23,9% | 51 | brak | |
Przyjaciółka | -//- | 22,3% | 38 | brak | |
Naj | -//- | 14,9% | 35 | brak | |
Chwila dla Ciebie | -//- | 13,9% | 83 | brak | "Mini Encyklopedia Zdrowia" ukazująca się od Nr 38 nie uwzględnia hasła anestezjologia |
Tina | -//- | 10,8% | 84 | brak | |
Świat Kobiety | dwutygodnik | 4,3% | 60 | brak | |
Claudia | miesięcznik | 15,9% | 40 | brak | |
Poradnik Domowy | -//- | 10,5% | 30 | brak | w artykule "Podstępny wyrostek" [Nr 10/X] pominięty został temat znieczulenia |
Olivia | -//- | 9,1% | 49 | brak | |
Twój Styl | -//- | 6,2% | 31 | brak | |
Ze zbliżoną sytuacją można spotkać się również w czasopismach popularyzujących osiągnięcia nauki oraz oświatę zdrowotną. Kolejność w rankingu czytelniczym dla tej grupy tytułów przedstawia tabela II.
Tab. II.
Tytuł | Częstość ukazywania | Procent poczytności w swojej kategorii | Ilość artykułów dotyczących medycyny | Ilość artykułów dotyczących anestezjologii |
Wiedza i Życie | miesięcznik | 1,4% | 8 | brak |
Zdrowie | -//- | 0,9% | 8 | brak |
Samo zdrowie | -//- | 0,9% | 14 | Nr 10/38 - R. Ciemięga - "Mity o narkozie" str. 52 |
Żyjmy dłużej | -//- | 0,7% | 66 | Nr. 10 - wywiad z dr. M. Hilgierem o leczeniu bólu |
Świat Nauki | -//- | 0,6% | 11 | brak |
Aby przedstawić pełen obraz obecności anestezjologii w prasie periodycznej należy sięgnąć także do ilustrowanych dodatków „Gazety Wyborczej” – tytułu sytuującego się od 1991 roku w czołówce dzienników na co wskazują wyniki badań czytelnictwa prasy26, a mianowicie ukazującego się regularnie we czwartki „Magazynu” oraz połączonego z numerem sobotnio – niedzielnym i w roku 2000 dwukrotnie na łamach „Magazynu” [w Nr 4/360 z dn. 27.I.2000 i Nr 40/396 z dn. 5.X.2000 – w drugim z tekstów, który stanowi wywiad z prof. W. Rudowskim, wspomina On o miejscu nowoczesnej anestezjologii w rozwoju chirurgii serca i płuc27]. W „Wysokich Obcasach” pomimo cyklicznie redagowanego działu „Zdrowie” informacje dotyczące anestezjologii praktycznie nie występują, a informacje o samym znieczulaniu są traktowane marginalnie i ogólnikowo28.
Ciekawie w tej sytuacji przedstawia się zawartość tekstowa tygodnika „Forum” specjalizującego się w przedrukach artykułów z prasy zagranicznej. W ukazującym się z dużą regularnością na jego łamach dodatku „Człowiek i medycyna” na 10 opublikowanych ogółem w 2000 roku, aż w 5 zamieszczone zostały teksty poruszające zagadnienia wchodzące w zakres kompetencji zawodowych anestezjologa [Nr 17,27,41 i 45], lub prezentujące w syntetyczny, a zarazem przystępny sposób jego działalność i rolę w hierarchii szpitalnej [Nr 37]29. Niestety tytuł ten nie jest notowany w badaniach czytelnictwa czasopism30, w związku z tym nie jest bliżej wiadomo do jak szerokiego grona docierają zawarte w nim materiały i informacje.
Drugą kategorię w postrzeganiu anestezjologii przez środki społecznego przekazu stanowią fabularne, bądź fabularyzowane różnorodne formy produkcji filmowej i telewizyjnej, w których zgodnie z założeniami scenariusza anestezjolog kreuje rolę jednego z głównych bohaterów. W tej grupie wypada usytuować na pierwszym miejscu cieszące się żywym odzewem u odbiorców seriale emitowane prze publiczne i prywatne stacje telewizyjne. Sam temat obecności postaci lekarzy i ich działań zawodowych w tym gatunku sztuki filmowej nie jest niczym nowym31. Każda praktycznie, indagowana w tym przedmiocie osoba może wymienić z pamięci jedną czy nawet kilka oglądanych przez siebie produkcji o tym charakterze. I tak w latach 1999 – 2000 w ofercie programowej można było znaleźć ich cały szereg32, zaś każdy gromadził przed odbiornikami liczną widownią. Wyjątkowo dużą oglądalnością – rzędu 8,5 mln. widzów33 – cieszy się emitowany od listopada 1999 roku serial „Na dobre i na złe”. Przy całej atrakcyjności obrazu, o czym mogą świadczyć powyższe liczby, nie należy jednak zapominać o specyficznej konwencji gatunku, z czego zdają sobie sprawę sami twórcy. „... być może moja wizja świata jest zbyt naiwna, lukrowana... wokół jest tyle zła, brutalności. Telewizja jest tego pełna. Widzowie tęsknią za światem uporządkowanym, czystym, klarownym...”34. Przy założeniu z góry takich kryteriów trudni się dziwić, iż prezentowana w serialu postać anestezjologa zaskakuje swoim schematyzmem. Jest to osoba sympatyczna, delikatna i wrażliwa choć nie zawsze w pełni kompetentna, na którą od czasu do czasu można, ba nawet trzeba krzyknąć35. Podobnie zresztą, jak i pozostali serialowi lekarze nie ma ona jednak zbyt wielu wspólnych cech z rzeczywistymi przedstawicielami tej specjalizacji – na co zwraca m.in. uwagę jeden z konsultantów medycznych serialu „Na dobre i na złe” dr. K. Janus-Dziedzic 36. Szczególnie rzuca się w oczy duża ilość wolnego czasu: czy to na pogaduszki, czy na kawę w bufecie, komfortowe warunki pracy, poczynając od urządzenia gabinetów popularnie zwanych „dyżurkami”, przez wyposażenie w aparaturę medyczną, a na takich detalach jak fartuchy kończąc37. Bohaterów cechuje również zupełny brak oznak zmęczenia, gdyż po całonocnym dyżurze wszyscy są radośni i wypoczęci. W całokształcie, można odebrać ów serial w założonej przez jego twórców konwencji miłego rodzinnego filmu na niedzielne popołudnie z wyidealizowana wizją szpitala, gdzie nie ma drastycznych scen, krew leje się sporadycznie, a pacjenci umierają rzadko38. I nie byłoby w tym nic złego, bo przy nasyceniu mediów brutalizacją, widz spragniony jest obrazu życia „normalnych ludzi”, z którymi może się utożsamiać. Zjawisko to uwidacznia się m.in. w żywym odbiorze perypetii bohaterów serialu wyrażanym następnie w listach adresowanych do jego twórców39. Najistotniejszym, moim zdaniem, zagadnieniem pozostaje jednak fakt, iż przy braku odpowiednich publikacji programy o takiej właśnie konstrukcji stanowią jedno z dwóch zasadniczych źródeł wiedzy o anestezjologii i intensywnej terapii w społeczeństwie. Wskazują na to badania, w których na pierwszym miejscu w kategorii „źródło informacji” zostały wymienione przez respondentów telewizja oraz radio40. Wypada przy tym zdawać sobie sprawę, iż owa dwoistość informacyjna – generalnie negatywizm bądź też milczenie jakie panuje wokół postaci anestezjologów w prasie, oraz kreowanie wyidealizowanej acz sympatycznej sylwetki przedstawiciela tej specjalizacji w mediach wizualnych – wpływa znacząco na tworzenie postaci rzeczywistej w świadomości odbiorcy. Doskonale znane z nauk psychologicznych zjawisko projekcji może następnie rzutować owe konstrukty w ewentualnych kontaktach z anestezjologiem w warunkach rzeczywistych, zakłócając obiektywizm i właściwy, a jakże istotny – o czym pisałam uprzednio – bliski kontakt interpersonalny.
Mówiąc o innych formach przekazu medialnego, jako czynniku gromadzenia danych do następowego konstruowania wizerunku anestezjologii i anestezjologa, wypadałoby również zwrócić uwagę na popularność czytelniczą wykreowanego w ostatnich dziesięciu latach na krajowym rynku wydawniczym specyficznego gatunku literackiego, jakim jest thriller medyczny. Koronnym przykładem tego typu publikacji mogą być książki R. Cooka – „Śpiączka”41 pierwszy raz drukowana na łamach „Ekspresu Wieczornego” w 1980 roku jako powieść w odcinkach, czy „Szkodliwe intencje”42 – obie napisane językiem niezwykle sugestywnym i obfitującym w fachową [ nota bene fatalnie przetłumaczoną] terminologię medyczną. Działania anestezjologa łączą się w obydwu wymienionych pozycjach z tragicznymi, choć w niczym niezawinionymi przez lekarza konsekwencjami jego działalności. W „Śpiączce” jest to włączenie w instalację gazów medycznych butli z tlenkiem węgla. Dla odmiany w „Szkodliwych intencjach” to skażenie firmowych ampułek z markainą [również w Polsce używanym specyfikiem znieczulenia miejscowego]. Żywą recepcję tego gatunku literackiego z pewnością można uznać za swoisty fenomen socjologiczny. W większości bibliotek publicznych wszystkie tytuły z prezentowanej tematyki są eksponowane na półkach z nowościami i przekazywane przez czytelników z rąk do rąk. Z przeprowadzonego przeze mnie krótkiego rozpoznania obejmującego teren zaledwie jednej dzielnicy Warszawy [Praga Północ w obrębie gminy Warszawa Centrum] wynika, iż książki te obecne są we wszystkich placówkach – szczegółowe dane zamieszczone w tabeli III uzyskałam w 6 na 7 bibliotek pozostających w gestii Dyrekcji Biblioteki Publicznej m.st. Warszawy – gmina Warszawa Centrum Praga Północ.
Tab. III.
Nazwa placówki | Ilość autorów | Ilość tytułów | Średnia ilość wypożyczeń w miesiącu | Miejsce ekspozycji |
Wypożyczalnia Nr 6 | 10 | 37 | 2 razy w miesiącu | Literatura sensacyjna |
Wypożyczalnia Nr 41 | 6 | 48 | 3 i ponad w miesiącu | W działach literatury danego kraju |
Wypożyczalnia Nr 56 | 4 | 36 | 2-3 razy w miesiącu | Literatura angielska i amerykańska |
Wypożyczalnia Nr 77 | 9 | 31 | 1-2 razy w miesiącu | Specjalny regał |
Wypożyczalnia Nr 101 | 8 | 24 | 1-2 razy w miesiącu | Specjalna półka |
Wypożyczalnia Nr 102 | 10 | 42 | 2-3 razy w miesiącu | Wystawka nowości |
Największą poczytnością cieszy się we wszystkich placówkach twórczość R. Cooka. I tak np. w Wypożyczalni Nr 56 na 30 egzemplarzy 20 tytułów książek tego autora praktycznie żaden nie jest osiągalny na półce. Również dzielnicowa wypożyczalnia kompletów ruchomych obsługująca 26 punktów bibliotecznych na swoim terenie m.in. w szkołach o poziomie ponadpodstawowym, domach pomocy społecznej i klubach osiedlowych, posiada w zbiorach 51 tytułów 11 autorów, przy czym każdy z woluminów wypożyczany jest średnio 2 razy w miesiącu. Zdaniem kierowniczki Wypożyczalni Nr 41 czytelnicy klasyfikują pozycje te do książek „dobrych i prawdziwych”, którym aura sensacji dodaje tylko koniecznego kolorytu. Jest rzeczą ciekawą, iż zdanie to podzielają wszystkie grupy wiekowe czytelników.
Powyżej zamieściliśmy fragment artykułu, do którego możesz uzyskać pełny dostęp.
Mam kod dostępu
- Aby uzyskać płatny dostęp do pełnej treści powyższego artykułu albo wszystkich artykułów (w zależności od wybranej opcji), należy wprowadzić kod.
- Wprowadzając kod, akceptują Państwo treść Regulaminu oraz potwierdzają zapoznanie się z nim.
- Aby kupić kod proszę skorzystać z jednej z poniższych opcji.
Opcja #1
29 zł
Wybieram
- dostęp do tego artykułu
- dostęp na 7 dni
uzyskany kod musi być wprowadzony na stronie artykułu, do którego został wykupiony
Opcja #2
69 zł
Wybieram
- dostęp do tego i pozostałych ponad 7000 artykułów
- dostęp na 30 dni
- najpopularniejsza opcja
Opcja #3
129 zł
Wybieram
- dostęp do tego i pozostałych ponad 7000 artykułów
- dostęp na 90 dni
- oszczędzasz 78 zł