© Borgis - Medycyna Rodzinna 3/2004, s. 139-142
Adam Mościcki, Adam Sołtan, Aleks Shonfeld
Podróż po domowej ginekologii
Co kobietom daje stosowanie testu Vi-Sense i kiedy warto go stosować?
Adam Sołtan: Jeśli wydzielina z pochwy jest nieprawidłowa – inna niż zwykle – to kobieta ma prawdopodobnie pierwsze symptomy infekcji pochwy. Jest to wskazanie do zastosowania testu Vi-Sense lub innej metody wykrywającej przyczynę tej infekcji. Vi-Sense ma tą doskonałą w zabieganym świecie cechę, że można go wykonać w domu. Jeśli test się zabarwi i po 10 minutach utrzyma się zabarwienie, to znaczy, że mamy do czynienia z bakteryjnym zakażeniem pochwy. Jesli zaś takiego zabarwienia nie ma, to najprawdopodobniej wydzielina jest wynikiem drożdżakowego zakażenia pochwy. Jesli zaś zabarwienie pojawia się i krótko potem znika to znaczy, że jesteśmy świadomymi możliwych chorób, zdrowymi kobietami i powodem naszego niepokoju jest nietrzymanie moczu.
Ale po co wykonywać test w domu, skoro z jego wynikiem i tak trzeba iść do lekarza?
Adam Sołtan: Oczywiście z pozytywnym wynikiem testu Vi-Sense warto udać się do ginekologa. I należy zrobić to szybko, bo wyraźny wynik utrzymuje się około 2 dni. Wynik testu informuje o tym, czy objawy związane są z nietrzymaniem moczu, czy też z występującym zakażeniem. Test może zastępować kontrolę lekarską po leczeniu infekcji, kiedy uciążliwe objawy, jak np. swędzenie już się właściwie skończyły. Każdy świadomy lekarz, poza oglądaniem pochwy i jej wydzieliny chce potwierdzić swoją ewentualną diagnozę o infekcji badaniami laboratoryjnymi. A te ostatnie są droższe od Vi-Sense.
Adam Mościcki: To prawda – oglądając wydzielinę jesteśmy w stanie określić rodzaj zakażenia jedynie wstępnie, na dobre rozstrzygają wyniki badań.
Czy Vi-Sense jest zarejestrowany? Czy środowisko medyczne postrzega go jako rzetelny preparat badawczy?
Adam Sołtan: Dwa testy firmy Common Sense z Izraela: Al-Sense (przydatny kobietom w ciąży) i Vi-Sense są w tej chwili równolegle wprowadzane we wszystkich krajach sąsiadujących z Polską i w Polsce. Nieco dłużej są obecne w Europie Środkowej. Tam ich sprzedaż rozpoczęła sie niecały rok temu. Trudno w tej sytuacji odpowiedzieć, czy testy są uznane przez środowisko specjalistów. Uznają je na pewno ministerstwa zdrowia poszczególnych krajów i Komitet Helsiński. W oparciu o jego wytyczne badano skuteczność testu. W ciagu ostatniego roku testy Vi-Sense zostały dopuszczone do obrotu w całej Unii Europejskiej. Vi-Sense posiada tak zwany znak CE (upoważnienie do dystrybucji produktu w krajach Unii Europejskiej). Oferowany jest między innymi w Wielkiej Brytanii, w Niemczech, we Francji – tam, gdzie populacja jest liczna, a świadomość zdrowotna – rozwinięta. Cena waha się, choć we wszystkich krajach jest podobna. Test zawierający jeden zestaw kosztuje około 6 euro. W Polsce przekłada się to na 25-26 zł. W niektórych krajach testy sprzedawane są po dwa w jednym pudełku i wtedy koszt kształtuje się między 10 a 14 euro. Dla Polaka taka cena wydaje się wysoka, ale to są koszty naszego wejscia do Unii Europejskiej. Niebawem Vi-Sense będzie rozprowadzane w Stanach Zjednoczonych i od września tego roku stanie się produktem globalnym. Wtedy zyska szansę na zaistnienie na najważniejszych kongresach i sympozjach naukowych ginekologów. Natomiast w tych krajach, w których Vi-Sense już się pojawił, zwiększa się świadomość konieczności samoobserwacji u kobiet. Również lekarze coraz bardziej przekonują się do tego produktu. W ciągu ostatnich 6-7 miesięcy coraz bardziej widać zaangażowanie zarówno lekarzy jak i konsumentek nie tylko po wynikach sprzedaży, ale po ogólnym wzroście poziomu, jakby to powiedzieć, ginekologicznej higieny.
Czy jednak 25 zł za nawet najbardziej inteligentną wkładkę higieniczną to nie jest przesada?
Adam Mościcki: Nie chciałbym, aby test Vi-Sense był traktowany jako wkładka higieniczna za 25 złotych. Ta „wkładka higieniczna” jest narzędziem, które ułatwia intymne wykonanie testu i ewentualne podjęcie decyzji o pójściu do ginekologa. Przede wszystkim ma wpłynąć na decyzję o podjęciu leczenia.
Ale czy to się opłaca?
Adam Mościcki: Pacjentce na pewno się opłaca. Do tej pory wyglądało to mniej więcej tak, że pani szła do lekarza informując go, że wydzielina jest dziwna. Lekarz z reguły wysyłał tą panią do laboratorium. Po dwóch dniach pani wracała do owego laboratorium po wynik i to była jej trzecia wizyta w przychodni. Z tym wynikiem szła do lekarza – czwarta wizyta. Koszt testu w laboratorium w różnych rejonach Polski wynosi od 35 do 70 złotych.
Świadomość szkody wynikająca z nieleczenia uciążliwych, ale przecież nie śmiertelnych, a czasem nawet zupełnie bezbolesnych infekcji pochwy jest nikła. Dlatego ta długa droga do zdrowia odstrasza od podjęcia leczenia, a czasami leczenie w ogóle nie zostaje podjęte. Wkładkę Vi-Sense używa się w ciągu dnia i nie trzeba zwalniać sie z pracy. Można ją nosić od 2 do 12 godzin. Po wynik udajemy się do łazienki a nie laboratorium. I tak uzyskane potwierdzenie zakażenia bakteryjnego lub drożdżakowego – mobilizuje do podjęcia dalszych działań. Nie wolno traktować Vi-Sense jako wkładki. Wkładka to tylko obudowa. Cały czar, cały sens tego testu tkwi w łatwości i wygodzie stosowania go. Jeśli kobieta czuje, że coś jest nie w porządku, robi test. Jeśli wynik jest rzeczywiście pozytywny, udaje się na wizytę do lekarza, mając jeszcze jako wsparcie dodatkowo test. I to jest wygodne.
Ale czy test jest miarodajny dla pana jako ginekologa?
Adam Mościcki: Swoistość Vi-Sense potwierdzona w badaniach, przeprowadzonych przed zarejestrowaniem, wynosi 84,5%. Test w laboratorium osiąga swoistość na poziomie 81-83%. (Swoistość określa, jaka liczba wychwyconych przez test przypadków rzeczywiście jest spowodowana chorobą). Vi-Sense tylko niepozornie wygląda. To są dane dla mnie miarodajne.
Panie doktorze, czy nie zniechęca pan teraz przypadkiem kobiet do odwiedzin w pańskim gabinecie?
Adam Mościcki: Może teraz powiem, dlaczego panie przychodzą do lekarza tylko raz. Ich zdaniem lekarz powinien zbadać, przepisać recepty, a potem jest spokój. Z takim nastawieniem są strasznie zdziwione, kiedy lekarz je przyjmuje i wysyła na dodatkowe badanie, potem po wynik i dopiero ponownie do gabinetu. Z praktyki wiem, że spora część pań, mimo zapewnień, czwarty raz już do ginekologa nie przychodzi. Jeśli więc pacjentka przychodzi do mnie tylko z objawami i podejrzewam, że to może być ostatni raz, to wtedy ja w ciemno daję cały komplet leków „na wszystko”. Nie ma tu miejsca, by zastanawiać się, czy to jest grzybica, czy to bakterie. Po prostu daję cały komplet i mam nadzieję, że któryś z leków zadziała na to, co w jej pochwie działa na szkodę. A powinno być tak: ocena problemu, badania, powzięcie konkretnej metody leczenia. Ale jeśli mam do wyboru stracić pacjentkę przez to, że każę jej 3 razy przychodzić, to wolę dać jej łącznie lek przeciwgrzybiczy, przeciwbakteryjny i dołożyć może coś jeszcze. Oczywiście zalecam przy tym test, ale leczenie wielokierunkowe rozpoczynam na wszelki wypadek wcześniej. Pacjentkę z Vi-Sense w ręce powitałbym w gabinecie z lżejszym sercem. Mógłbym jej wtedy zaaplikować połowę standardowej listy leków.
Ale przecież wynik badania laboratoryjnego jest o wiele bardziej dokładny. Wiadomo po nim, jaka konkretnie bakteria jest przyczyną i jakie leki zapisać. Vi-Sense może i ułatwia wykrycie zakażenia bakteryjnego, no ale jednak ogólnie nazwanego. Płaci się 25 zł czy więcej i tylko wie, że ma jakąś tam bakterię.
Adam Mościcki: Z punktu widzenia praktycznego nie ma większego znaczenia czy to bakteria „x” czy „y”. Ważne tylko, czy to bakteria czy grzyb. Faktycznie, wynik laboratoryjny może być bardziej szczegółowy i dokładnie określić rodzaj zakażenia. Jednak biorąc pod uwagę metody leczenia stosowane przez ginekologów, nie jest to istotne. Jest grupa leków przeciwbakteryjnych i grupa leków przeciwgrzybiczych. Wszystkie grzyby leczymy tą samą grupą leków. Podobnie z bakteriami. W rzadkich przypadkach trafiają się charakterystyczne zakażenia trudne do wyleczenia.
No dobrze, przyjmijmy, że w takim razie kobieta sama robi sobie ten test i może nawet sama się leczyć jakimś preparatem bez recepty. Albo też Vi-Sense wykazuje, że wszystko jest w porządku i mimo obaw nie musi iść do ginekologa. Wtedy może przegapić jakieś poważniejsze schorzenie!
Adam Mościcki: Zakażenia pochwy są tematem dość częstym, ale nie wyczerpują nawet połowy przyczyn odwiedzin u ginekologa. Każda Polka już od pewnego czasu wie, że do lekarza ginekologa idzie się co najmniej raz w roku na badania okresowe (cytologiczne i inne). Z nieprawidłową wydzieliną z pochwy jest jak z zacięciem się w palec. Wiekszość osób nie pójdzie z krwawiącym palcem do lekarza, tylko kupi plaster. Infekcje pochwy to też jest problem powszechny. Więc można go próbować leczyć powszechnie. Ale jeśli choroba się nasila, trzeba natychmiast iść do lekarza.
Jak często mogłybyśmy się leczyć w domu?
Adam Mościcki: Tak często, jak pewni jesteśmy przyczyn. Jedną z częstszych jest obniżenie odporności po antybiotykach. Praktycznie trzy czwarte chorych, którzy biorą antybiotyki przy okazji grypy czy innych chorób, dwa tygodnie później ląduje u ginekologa. Kobiety mogłyby być już w stanie leczyć to same. Zaledwie kilka procent tych kobiet, które się zgłaszają z objawami infekcji pochwy to poważniejsze problemy i inne zakażenia z czasem prowadzące do zapalenia przydatków a nawet bezpłodności.
Adam Sołtan: Tak naprawdę my dopiero zaczynamy samoleczenie w Polsce. W Stanach Zjednoczonych samoleczenie jest wręcz podstawą zdrowotności w ogóle. Stosowane tam samolecznie jest dla naszych lekarzy niemal niewyobrażalne, już nie mówiąc o naszych ustawodawcach. U nas dopiero na początku lat 90. pojawił się i natychmiast wzrósł niezwykle, segment leków OTC. My wtedy byliśmy pod tym względem najbardziej chłonnym rynkiem w Europie. Głównie dlatego, że uzyskaliśmy nagle dostęp do czegoś, co zawsze było towarem deficytowym. Ogromna liczba leków została wtedy zdjęta z recept. Kiedyś nawet witaminy były na receptę. Większość kremów, środków przeciwzapalnych było na receptę. Teraz to jest nie do pomyslenia. A samoleczenie to nie jest tylko środek na ból głowy. To jest o wiele głębszy temat. Temat dotyczący edukacji zdrowotnej oraz edukacji społecznej i mający z nimi obiema wiele wspólnego. My jesteśmy na samym początku tej drogi.
Przyznaję, że wykonywanie testów w domu zamiast w gabinecie wydaje się mieć w sobie coś z szarlatanerii.
Adam Sołtan: Zawsze są wątpliwości przy rzeczach nowych, a jeszcze na dodatek unikalnych i niespotykanych.
A jednak decydują się państwo wprowadzić nowy, ba, nowatorski i wcale nie tani produkt na słabo wyedukowany rynek. Dodatkowo ten rynek wciąż jest zagrożony recesją. Czy to dobry moment?
Adam Sołtan: Moment nie jest najgorszy. Teraz produkt jest nowy i bezkonkurencyjny, a spodziewamy się, że w czasie kilku miesięcy znajdzie naśladowców. Zarejestrowanych testów wykonywanych w domu jest coraz więcej. Test mierzący poziom cukru we krwi, test ciążowy, test na wykrywanie narkotyków w moczu, test wykrywający choroby jelit czy chorobę wrzodową, na rynku jest nawet domowy test na AIDS. Widać, że w naszych władzach zdrowotnych budzi się coraz większe zaufanie do obywateli, że są w stanie odciążyć służbę zdrowia. Bardzo często pacjent raz leczony na jakąś chorobę już dokładnie wie, po co iść do lekarza. Pan doktor nam przepisze dokładnie to, co przepisał rok temu. A większość chorób powraca. Albo mamy do nich skłonności genetyczne, albo warunki, w których żyjemy, te nawroty prowokują. Objawy nawracających chorób mogą się jednak różnić od tych, z którymi mieliśmy do czynienia wcześniej. Potrzebna nam jest więc pewność, jakieś przesłanki do podjęcia racjonalnej decyzji o leczeniu. Możemy leczyć się sami środkami, którymi byliśmy leczeni wcześniej. Możemy również zastosować kurację, jaką przy takiej chorobie podjęli skutecznie nasi znajomi i powinowaci. Musimy jednak wcześniej ustalić, z dużym prawdopodobieństwem, przyczynę zmian chorobowych. I to właśnie umożliwia test Vi-Sense.
Powyżej zamieściliśmy fragment artykułu, do którego możesz uzyskać pełny dostęp.
Mam kod dostępu
- Aby uzyskać płatny dostęp do pełnej treści powyższego artykułu albo wszystkich artykułów (w zależności od wybranej opcji), należy wprowadzić kod.
- Wprowadzając kod, akceptują Państwo treść Regulaminu oraz potwierdzają zapoznanie się z nim.
- Aby kupić kod proszę skorzystać z jednej z poniższych opcji.
Opcja #1
29 zł
Wybieram
- dostęp do tego artykułu
- dostęp na 7 dni
uzyskany kod musi być wprowadzony na stronie artykułu, do którego został wykupiony
Opcja #2
69 zł
Wybieram
- dostęp do tego i pozostałych ponad 7000 artykułów
- dostęp na 30 dni
- najpopularniejsza opcja
Opcja #3
129 zł
Wybieram
- dostęp do tego i pozostałych ponad 7000 artykułów
- dostęp na 90 dni
- oszczędzasz 78 zł